ZUS – kpina czy instytucja zaufania publicznego?

Pytanie w tytule zdaje się być czysto retoryczne ale czy aby na pewno? Jestem z pokolenia, które uczono, że instytucje publiczne są dla ludzi. Kolejne pokolenia pokładały nadzieję i ufały, że w sytuacjach losowych są miejsca, gdzie uzyskają wsparcie i pomoc. Śmiem twierdzić, że ZUS wiódł zawsze prym na czele listy takowych instytucji. Od jakiegoś czasu dzieją się rzeczy…dziwne? Karygodne? Dziwne na pewno, ale karygodne tylko w opinii publicznej dla mas, które ośmielają się upubliczniać „postępki” urzędników tej instytucji. Wszędzie pracują ludzie, ale czy w pracownikach ZUS nadal widzimy zwykłych ludzi takich jak my, czy już nie? Czy faktycznie zostali odarci z resztek człowieczeństwa by stać się narzędziem „kata”? Słyszę wiele, rozumiem coraz mniej. Może dlatego, że trudno zrozumieć dlaczego tu gdzie urzędnicy powinni stać na straży prawa, ale z poszanowaniem tegoż oraz człowieka, który jest tutaj kluczem do konkretnych działań, dzieje się tak wiele zła. Można napisać powieść długą na tysiące, a może i miliony stron, bo przypadków jest już tak wiele, a sytuacje tak skomplikowane. Można by pokusić się o zebranie opowieści tych, których sytuacje są niekoniecznie skomplikowane i teoretycznie mają PRAWO, ale ZUS im tego prawa odmówił, narażając na koszty, stres oraz postępowanie sądowe, będące ostatecznie porażką ZUSu. Można by wiele… I w końcu pojawi się bestseller, bo taka książka nie ma innej możliwości jak stać się najpoczytniejszą pozycją dziesięciolecia! Kuriozalne listy z listą żenujących pytań…ktoś jeszcze takiego nie dostał? Kontrole, które są śledztwami a nie sprawdzaniem poprawności rozliczeń i podstaw ubezpieczenia. Rozumiem potrzebę eliminowania oszustów, bo takich oczywiście było wielu, ale nie może to się odbywać kosztem wszystkich ubezpieczonych. Usprawnienia, uściślenie przepisów, szczegółowe interpretacje – oczywiście, że TAK! Nagonka, brak analizy dokumentów, działanie według szablonu na zasadzie osądzania z góry bez postępowania dowodowego, podważanie prawa chociaż jest oczywiste – NIE!

Wśród tego wszystkiego co można by o ZUSie powiedzieć jest wiele zła i negatywnych treści. Są też i pozytywne oczywiście. Nie można stwierdzić z całą pewnością, że to siedlisko zła, choć zło w nim siedzi. Wszędzie stanowiącym jest czynnik ludzi, to na nim opierają się wszelkie działania. Zarówno te negatywne jak i pozytywne.

Wśród pozytywnych – szkolenia dla przedsiębiorców! Macie takie za sobą? Niektórzy z Was z pewnością tak.
Kilka dni temu dostałam list…od Króla ZUSa. ZAPROSZENIE! Rany Julek! Śpieszę z czytaniem, żeby mi jakiś termin przypadkiem nie umknął, a tam…

Oddział ZUS w Szczecinie serdecznie zaprasza…

Dodam, że na bezpłatne szkolenie!

…w zakresie przeprowadzania przez płatników składek kontroli prawidłowości wykorzystywania zwolnień lekarskich od pracy oraz kontrola prawidłowości orzekania o czasowej niezdolności do pracy z powodu choroby.

Świetnie! Nawet chętnie bym poszła na takie szkolenie. Dlaczego nie?
Ano dlatego, że zapraszają tak, by szansę na skorzystanie miał…nikt albo prawie nikt!

I tutaj pojawił się problem. Bo jak bardzo bym nie pragnęła to czasu nie wyprzedzę ani go nie cofnę. List datowany na 2 stycznia – czyli traktuję to jako dzień przygotowania nieszczęsnego zaproszenia przez pracownika ZUS. Czyli w czwartek. Myślicie, że w piątek 3-ego stycznia wysłany? Słusznie myślicie. Nadany został w piątek. Ale w Polsce wśród instytucji zaufania publicznego jest również Poczta Polska! A ta terminami dostarczania listów nawet nie próbuje się zasłaniać. Wysyłka listem zwykłym, więc nic pilnego. Listonosz dotarł z listem w dniu 8 stycznia o godzinie 15:30. Szkolenie zdążyło się już skończyć, więc pozostaje się tylko uśmiać z zaproszenia. Brakuje mi tutaj jakichś standardów postępowania w kontaktach z przedsiębiorcami. Inicjatywa, nie powiem – zacna. Wykonanie – fatalne. W wielu sprawach kontaktują się pracownicy ZUS z nami za pomocą środków komunikacji elektronicznej. Dostaję wiadomości na e-mail, dzwonią na telefon, a nawet piszą sms-y czy wiadomości na messengerze. Naprawdę! A tutaj nawet jeśli wyskoczyła im akcja na ostatnią chwilę, to wymagała procedury na tzw. szybko! Zabrakło koordynacji terminów i formy wysyłki, przez co nie zaszczyciłam swoją osobą szkolenia, które przecież mogło mi się przydać!
Może nauczyli by mnie ścigać pracowników za każde zwolnienie. Rozliczać ich z każdego dnia i minuty tego zwolnienia, łącznie z inwigilowaniem i sprawdzaniem miejsca pobytu. Jak żałuję…

Miły akcent, jakim jest zaproszenie, sprowadzono do niezbyt miłej formy. W sumie – czy to kogoś jeszcze dziwi? Nie wydaje mi się.
Myślę jednak, że wśród wielu pism jakie otrzymujemy z tej instytucji, nie spodziewamy się niczego miłego i nawet taki gest jak zaproszenie na szkolenie, nie wywołuje w nas prawidłowej reakcji. Kwestia jeszcze tego co kto uzna za prawidłowe 😉
Nie powiem, że się uśmiałam, bo tak nie było, ale tak mi jedna myśl za drugą przebiegła przez głowę…żadna nie nadaje się do publikacji! Ugrzeczniając: nawet szkolenie robione jest w kierunku utrudnienia życia ubezpieczonemu. Nie tylko przedsiębiorcy przecież mają problemy z tą instytucją, nie tylko matki na działalności, czy rodzina wnioskująca o zasiłek pogrzebowy, nie tylko chorujący, ale i zwykły etatowy Kowalski, czy Nowak na zleceniu.
Uczmy się jak zatracać się w tym szaleństwie. Patrzmy jak zmienia się wymiar człowieczeństwa w człowieku. Jak przestaje wyrażać się w ilości czynionego dobra, a zaczyna w liczbie odebranych uprawnień, zabranych zasiłków, odebranych rent.

Podsumowując: ZUS jest ZUSem, instytucją. Dla ilu z nas instytucją zaufania publicznego? Czy raczej zdziercą czyhającym na nasze ciężko zarobione pieniądze, nie dając w zamian tego co się należy każdemu uprawnionemu?
ZUS jest jak to krzesło bez nogi…niby potrzebne tylko usiedzieć się nie da!